niedziela, 30 grudnia 2018

Podsumowanie roku 2018

Drodzy moi Przyjaciele i Nieprzyjaciele!
Blog zamilkł na caluśki rok. To nie jest przypadek. Rok, który się właśnie kończy, jest najbardziej intensywnym moim rokiem od przyjazdu tutaj. Tyle się zmieniło. I wokół mnie i we mnie... 

Rok 2018 miał upłynąć pod hasłem:
W D Z I Ę C Z N O Ś Ć

niedziela, 31 grudnia 2017

Podsumowanie roku 2017

Drodzy moi Przyjaciele i Nieprzyjaciele!
W tym roku trudniej jest mi napisać podsumowanie, ponieważ nie prowadziłam bloga tak sumiennie, jak w latach poprzednich. Ba, nawet myślałam o tym, by go zamknąć, zmienić na inny, by tym postem pożegnać się z Wami, którzy czekają tu na prace scrapowe i doczekać się nie mogą. Bo... bo siedzę w kuchni wciąż. I nie mam czasu ani na ten blog ani nawet na kulinarny, o który wiele osób mnie prosi :)
Rok 2017 według moich okołonoworocznych założeń, miał upłynąć pod hasłem:

czwartek, 7 grudnia 2017

Świąteczny czas...

W tym roku pędzę na wyścigi z czasem i niestety wyścig ten przegrywam. Wrzucam kilka moich ostatnich prac.

wtorek, 18 lipca 2017

Odkurzam pajęczyny ;)

Witajcie!
Chcę dziś pokazać kilka rzeczy, jakie zrobiłam w międzyczasie, miedzy pieczeniem jednego chleba i drugiego :)

czwartek, 18 maja 2017

Nowości, nowości...

Witajcie :)
Długo mnie nie było, ale to nie znaczy, że na biurku nic się nie dzieje ;). Co prawda zdecydowanie więcej dzieje się w kuchni, ale to już inna historia ;)

czwartek, 30 marca 2017

Girls things - DT Die- Versions

Hello crafty friends!
Today I have two simply cards for girls:

poniedziałek, 13 marca 2017

Mój pierwszy dzień na emigracji

13 marca - nie bez powodu wybrałam dzisiejszy dzień na mój wpis w ramach klubowego projeketu wiosennego w Klubie Polek.
Dzisiaj mijają dokładnie 4 lata, odkąd przeniosłam się z Cieszyna do Galway. Do Galway, o którym teraz mówię mój dom. Bo przecież dom jest tam, gdzie bliscy. I mimo tego, że tęsknię za Rodzicami, za Siostrą, za znajomymi, to tu w Irlandii jestem ze swoją rodziną, tworzymy zgraną paczkę - ja i moi trzej Panowie. 

13 marca 2013 roku - dzień nerwowy- pełen ekscytacji na nowe i smutku, bo leciałam tylko z młodszym synem. Dwie torby po 28 kg, małe plecaczki i my. Było ogromnie ciężko. I nie obyło się bez przygód.

Poranek wypełniony łzami i taka informacja w wiadomościach:
Samolot czeskiej linii lotniczej Travel Service zablokował lotnisko w Katowicach-Pyrzowicach. We wtorek wieczorem maszyna miała kłopoty z lądowaniem. Samolot nie zdołał wyhamować na pasie startowym i zatrzymał się na trawniku tuż za nim. W czasie lądowania panowały bardzo niekorzystne warunki atmosferyczne.

Samolot Boeing 737 przyleciał do Pyrzowic z Szarm el-Szejk w Egipcie. Na pokładzie było 179 pasażerów i sześciu członków załogi.

W wypadku nikt nie ucierpiał, także samolot najprawdopodobniej nie doznał uszkodzeń. Jednak incydent spowodował paraliż lotniska. Od wtorku jest ono zamknięte i pozostanie tak przynajmniej do 16.00 w środę. Obecnie trwa usuwanie samolotu z płyty lotniska. 

Telefon na lotnisko, panika, co dalej? Kazali nam przyjechać do Katowic. Awaria miała zostać usunięta do czasu odlotu samolotu. Przyjechaliśmy, nadałam nasze główne bagaże i chwilę potem usłyszeliśmy, że przewożą nas autobusem do Krakowa, skąd wystartuje nasz samolot do Cork.
Wiedziałam już, że podróż przedłuży się o dobre kilka godzin, co mnie przerażało, bo leciałam z nieustannie pytającym pięciolatkiem.
Gdyby nie pomoc chłopaka poznanego  na lotnisku, nie dałabym sobie rady z bagażami, ponieważ musiałam je odebrać i wsiąść z nimi do autobusu. Mając zajęte obie ręce przez bagaż, trudno jeszcze pilnować dziecka. Jakoś w końcu się udało wsiąść do autobusu i zaczęła się nasza podróż.
Więcej niespodzianek na szczęście nas nie spotkało. Zamiast ok. godz 22, wylądowaliśmy na irlandzkiej ziemi ok. 1 w nocy. Podróż z lotniska zajęła nam ok 2,5 godz i w rezultacie ciemną nocą stanęłam na progu mieszkania, które do tej pory widziałam jedynie przez kamerkę w komputerze. Nasz pierwszy wspólny apartament w Galway... Byłam szczęśliwa i zmęczona. Przyłożyłam głowę do poduszki i wtulona w jego ramiona zasnęłam.
Tak naprawdę dopiero rano obejrzałam nasze małe mieszkanki i pojechaliśmy do miasta.
Mateusz, ku mojemu zaskoczeniu bardzo łatwo odnalazł się w nowej sytuacji, nie przeraziła go nawet wizją, że za dwa dni idzie do szkoły - on, mój mały przedszkolaczek, na poważnie- do szkoły!





A kolejne marcowe dni skracały czas rozłąki z Igorem, który przyleciał w lipcu.

marzec 2014:


marzec 2015:

marzec 2016:
Patrząc z perspektywy czasu- nie  żałuję mojej decyzji.
 Lubię to moje miasto, kocham Irlandię, nieustannie zachwycam się tym co tu i teraz.
Nawet się nie spostrzegłam, że to już cztery lata. Jest mi dobrze w tym miejscu. Cieszę się, że tu jestem. Dałam dzieciom i sobie szansę na nowe życie.


 Jeśli macie ochotę poczytać wspomnienia innych Polek z ich pierwszych dni na obczyźnie to zapraszam tutaj PROJEKT WIOSENNY – PIERWSZY DZIEŃ W MOIM NOWYM KRAJU